Daniel Carter/Gregg Keplinger/
Reuben Radding
Not Out For Anywhere
Reviews
Carter / Keplinger / Radding
Not Out For Anywhere
(Sol Disk)
This two-disc set, the latest collaboration between these three improvisers, reminded me again just how beautiful and moving improvised music can be.  It straddles the lines between dissonance and consonance, space and claustrophobia, ego and collectivity, with maturity, grit and grace—no mean feat, to be sure.
Disc one typifies, both succinctly and at some length, the scope of this trio's approach and vocabulary.  A track like "It's Just No, But Then" finds the group swinging with the best of them, Daniel Carter gliding calmly and effortlessly through gorgeous freebop lines on tenor, Reuben Radding jogging and popping underneath him, while Gregg Keplinger's drums drive the texture relentlessly forward.  Carter's
tasteful insertion of the occasional arrhythmic punctuation, repeated in the sharp, detached style of late Trane, only hints at his versatility and rhetorical assimilation.  "It's the End" functions along similar lines, Keplinger's melodic drum solo giving rise to broad modal explorations.
Then there is a track like "Dance at the Beach", where a similar freneticism is perceptible, but each musician has the chance to stretch out in more of a solo context.  Of particular note is Radding's arco work here, which, sometimes in dialogue with Carter's alto, is of such a romanticly tonal bent that I'd have sworn the
passages were composed.  The ease with which both solos and collective playing coexist speaks to experience bordering on the telepathic.
Most surprising and spellbinding on disc one, however, is "The Same Thing", a shimmering, glowingly hypnotic three minutes that finds Carter on flute, Radding bowing again, and Keplinger providing the atmospherically percussive backdrop, reminiscent of the bells on Coltrane's Interstellar Space.  Each flute tone seems to hang suspended, Debussy-fashion, above the bass and percussion's self-inflicted isolation.  Some wonderfully judged reverb on the flute—effects are used sparingly but to great result throughout the disc—furthers the sense of impressionistic separation engendered throughout the track, a feeling only allayed by more harmonic
synchronicity between Carter and Radding.  After such a calm, slightly cold space in which to exist, the sudden jolt into the relative chaos of "This Means No" is jarringly effective.
Disc two is an entirely different animal.  I'll admit some initial reservations, but repeated listening brought rewards.  Here we have two large-group collective meditations, surprisingly evocative of Jimmy Giuffre's early 1960's introverted trio work on a grand scale. Even Wally Shoup gets toned down on these gargantuan tracks—collectivity continually approaches and circumlocutes what Evan Parker once called "atomism".  Group listening is evident, the dialogic phrases—controlled banter, really—veer from the deft jabs of Gust Burns' piano to the microtonal slithers of a loosely "ethnic" sounding flute, appropriate in a track called "No Name Ocean".  The
fact that Carter switches from saxes to trumpet to flute, as on disc one, often renders soloist identification more difficult, but this is hardly the point.
Despite the relative calm of the proceedings, this is not easy listening, as extended techniques of all sorts vie continually for prominence with more tonal conversation.  I find it useful to view these two pieces as palimpsestic magnifications of what was achieved on disc one, but maybe that's just my literary sensibilities running away with me.
Not Out for Anywhere is a wonderful accomplishment, a testament to both the individual voices involved and to the group aesthetic and spirit they foster.  Keep 'em comin, Sol Disk!
Marc Medwin, One Final Note, 11 April 2005



Not Out for Anywhere
Daniel Carter/Gregg Keplinger/Reuben Radding  Sol Disk
Daniel Carter's collaboration with bassman Reuben Radding has evolved from an impressionistic alto sax and contrabass duo on Luminescence (AUM Fidelity, 2003) to an alto/bass/drum trio with the addition of Gregg Keplinger on Language (Origin, 2002) and now to the trio supplemented by Carter's full range of instrumentation and other musicians forming what they call the Large Group.

Divided into a two-disc set, Not Out for Anywhere offers a lot of music. Disc one presents the trio in characteristic improvisations featuring Carter's own profound explorations, Keplinger's active drumming, and Radding's enthralling arco and pizzicato work. Radding plays his bass deep, in a seemingly continuous low rumble that offsets Keplinger's cymbals. Radding sounds like a bowling alley heard from outside and Keplinger's drums crash like ricocheting pins. Whether using his fingers or a bow, Radding is the fulcrum for the trio, slowing down and speeding up as warranted, often right in the middle of a song. On "Still I" he gets a marvelous woody sound as he bounces the strings lightly off the neck, perfectly complementing Carter's clarinet. In addition to clarinet, Carter chiefly plays alto, the middle-to-upper range of his tenor, flute on "Same Thing as That," and most impressively, introverted, disembodied trumpet on "Commercial Break" and "And One Guy Yells Piano."

Disc two adds guitar, piano, three saxophones, and four percussionists to the core to form a twelve piece Large Group on two extended jams. "Psycho Scrim" kicks off with a free jazz fanfare and gradually instruments peel away, leaving soloists and duos to carry the tune. Radding pulls out and puts away his bow and Carter swaps horns from his arsenal before the chorus of saxes returns to lead the ensemble to its conclusion. The longer "No Name Ocean" repeats the improvisational concept, but by the time Radding emerges to lay down a groove, the pianist comps and the bells get shaken, it sounds like a Pharoah Sanders project. Whatever the configuration, Carter, Keplinger, and Radding make formidable music.
Jeff Stockton, All About Jazz: New York, May 04, 2005



Daniel Carter / Gregg Keplinger / Reuben Radding - Not Out for Anywhere
Niejaki Daniel Carter jest nieobliczalny. Ale to już wiem. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem go na żywo w trakcie koncertów tria Carter/Blumenkrantz/Zubek, czyli Chinatown Trio doszło to do mnie w sposób, który przeszył mnie od stóp do głów i z powrotem. Od tego czasu wiem, że cokolwiek, czego się nie chwyci przerodzi się w Muzykę!

Obojętnie jaka to będzie formuła. A podstawą dla jego gry może być dosłownie wszystko. Wydaje się, że mógłby grać czeskie polki, czy z Marylą Rodowicz, a i tak muzyka stałaby się muzyką Cartera. Nawet, jeśli nie grałby w niej pierwszych skrzypiec. Carter jest skromny i pokorny. Nie narzuca się. On inspiruje. Dopasowuje się, a potem podaje pomysły. Wydany nakładem Sol Disk dwupłytowy album firmowany przez trio Daniel Carter, Gregg Keplinger i Reuben Radding, jest kolejnym - tym cenniejszym, że nowym - krążkiem, na którym zaprezentowane zostały wizje muzyki by Daniel Carter.

Pierwsza płyta, to zapis muzyki nagranej jedynie przez trio firmujące album. W zasadzie dostajemy tu to, do czego takie składy, jak choćby z Keplingerem i Reddingiem, czy Chinatown (w wersji płytowej) nas przyzwyczaiły. Dla mnie, stosunkowym zaskoczeniem była gra Cartera na trąbce. Liryczna, introwertyczna, davisowska w brzmieniu i frazie. Odnotować na pewno trzeba również utwór zagrany na flecie. Ponownie liryzm, ale akurat zwykle używając tego instrumentu Carter jest liryczny. Saksofony to całe spektrum możliwości od cichych, ledwie słyszalnych dźwięków, po niemal dziką furię. Wrzask.

Druga płyta prezentuje trio w otoczeniu dziewięciu innych muzyków, a zespół przyjął nazwę Large Group. Ciekawostką może być, że dwunastoosobowa komanda liczy aż pięciu muzyków grających na instrumentach perkusyjnych. Tym razem muzyka jest chyba jeszcze bardziej zróżnicowana niż na pierwszej płycie. Swing, free, fragmenty jakby hard core mieszają się ze sobą jak we flashowej prezentacji. Ukojenie przynosi "No Name Ocean", w dużej mierze transowy, długi utwór kończący muzyczną prezentację. Muzycy zabierają w podróż ku nirwanie.

Kolejna dobra płyta współfirmowana przez Daniela Cartera. Biorąc pod uwagę, że od przełomu wieku muzyk ten nagrał więcej płyt, niż przez wcześniejsze 30 lat swej aktywności, a stał się legendą free i loftu za życia, nie pozostaje nic innego jak tylko się cieszyć. Niestety klimat muzyki granej przez saksofonistę w latach 70. i 80. odszedł bezpowrotnie. Nie ma niemal żadnych rejestracji. Nawet nielegalnych, bootlegowych. Teraz mamy już muzykę niemal nestora free. Kiedyś przeczytałem gdzieś zdanie, że jego improwizowanie w najpełniejszy sposób odzwierciedla ducha naszych czasów. Nie znam czasów Nowego Jorku przełomu wieków. Jedynie z opowieści. Z przekazów TV. Obraz ten jawi się, jako obraz skrajności. Biedy i bogactwa. Niefrasobliwej zabawy i wielkiej tragedii. W istocie, w muzyce Cartera można wszystko to usłyszeć. Recenzent miał rację? Wciąż jednak, wydaje mi się, że ów prawdziwy Carter powstaje, kreuje się dopiero na oczach słuchaczy podczas koncertów. Nic niestety nie jest tego w stanie oddać. Szkoda.

Dla porządku tego peanu pochwalnego na rzecz Cartera muszę (i chcę) oddać też sprawiedliwość pozostałym muzykom. Sekcja gra wspaniale. Szczególnie w uszy i pamięć zapadł mi Reuben Radding (kolejny już raz), który jest zupełnie niepospolitym basistą, potrafiącym w muzyce na wskroś jazzowej, akompaniować zupełnie wydawałoby się nie przystojącym do niej sposobem gry, przywodzącym niekiedy np. zespoły rockowe bardziej niż cokolwiek innego. Tym niemniej jednak Large Group, w przeciwieństwie do tego do czego przywykliśmy w tak dużych składach, niemal nie jest możliwym wyróżnienie kogokolwiek. Muzycy tworzą jednolitą grupę, nie siląc się niemal na popisy solowe. A choć i takie bywają, to jednakże pozostaje wrażenie gry całego zespołu, a nie solówek wyrywających się przed orkiestrę.
Paweł Baranowski, Dia Pa Zon, 2005-07-18, Poland



DANIEL CARTER, GREGG KEPLINGER, REUBEN RADDING
NOT OUT FOR ANYWHERE
SOL DISK 5703
Dance At the Beach / Same Thing As That / It's Just No, But Then / Commercial Break / Still I / And One Guy Yells Piano / The Long 7 / It's the End / Psycho Scrim / No Name Ocean. 100:57.
Daniel Carter, rds, tpt, fl; Gregg Keplinger, d; Reuben Radding, b; Rick Mandyck, g; Gust Burns, p; Wally Shoup, as; Steve Griggs, ts; Adam Diller, ts; Dave Coleman, perc; Matt Crane, perc; Jack Gold, perc; Troy Tiejen, perc. May 10-11, 2003, Seattle, WA
Cohesiveness built around a changing rhythmic and arrhythmic base leads to an exciting array of spontaneous sound on this double album by Carter, Keplinger, and Radding. They are joined by a larger group of West Coast artists on the second disc, but disc one swells solely on the flying spirits of the three core artists. Carter reinforces his position as one of today's strongest multi-reed and brass expressionists. He takes the tunes to dizzying heights on the strength of his imaginative blowing as he rides the crest of ever-changing sonic waves. His tenor saxophone playing is muscular but articulate, and he conveys the same forcefulness and inventiveness on the other saxes, flute, and trumpet.
Radding perpetuates the power on bass and is particularly gripping when using the bow. His cello-like sequences add another dimension to the already varied musical pallet, while his pizzicato work has strong foundational qualities. Keplinger can be a barnburner on drums. His overt, driving style fits perfectly with the electrifying demeanor of this set, yet he also inserts precise accents and cymbal shimmers on slower-tempo pieces such as "Still I," where the mood becomes solemnly mournful. The three glide gracefully into the next song where Carter weeps through his flute, where Radding and Keplinger use a softened attack that belies the oncoming rush of energy that unassumingly emerges and dominates.
Guitar, piano, reeds, and percussion sombine with the trio's array on two lengthy selections composing the second disc. The 12-piece unit evokes emotions ranging from violent to tender as it wends its way through varying mood swings. Alto saxophonist Shoup contributes a biting edge, tenor players Griggs and Diller counter with aggressive, flowing sequences, guitarist Mandyck paints with ringing, bright colors, while pianist Burns jabs with staccato undulations. "Psycho Scrim" evolves as a series of individual improvisations underpinned by freeform collective cries and a rush of percussiveness that washes over the solos. "No Name Ocean" contrasts with its more concentrated concept of collective activity. Interwoven into the intense carpet of sound are the threads of Carter, Keplinger, and Radding as helmsmen to this mighty ship. This double recording offers exceptional artistry and wide-spread diversity -- all of it of the challenging and stimulating nature.
Frank Rubolino, Cadence, August 2005